Nairobi
JKK Airport, 01.12.2010 Tłok na lotnisku przekroczył gęstość krytyczną. Wizami handlowały tylko dwa stanowiska. Reszta była dla „swoich”, „sąsiadów”, VIPów i tych co mieli już wizy. Hala
immigration na przylotach była ciaśniejsza od tej na starym lotnisku w Katmandu, choć tu chyba równego miejsca na budowy nie brakuje. I żadnej klimatyzacji, najmniejszego wiatraka! Panie i Panowie Murzynowie - oficerowie i inne VIPy siedzieli i chodzili w swetrach, pikowanych kurtkach itp. Wyglądało na to, że nie jest im za ciepło :-O.
Co innego Białasom. Podróżnik był się przebrał, już w samolocie – w krótkie szorty i lekką koszulę, lecz i tak spłynął potem. Inni też nie lepiej – wachlowali się paszportami i tym, co mieli pod ręką. Mało kto przestrzegał kolejek, a bałagan był okrutny. Ale togo to akurat Podróżnik się spodziewał.
W końcu nadeszła pora i Wczasowicz z Podróżnikiem stanęli przed czarnym obliczem Pana Oficera, a może Pana Urzędnika, bo był w cywilu. Ze wszystkich dostępnych, a wypełnionych na wszelki wypadek, kartek i formularzy Pan Oficer zabrał tylko dwie:
żółtą i białą -A4. Reszta poleciała do kosza. O żadnych zdjęciach i „żółtych książeczkach” nie było mowy.
- „
Money !” - Pan Oficer przeszedł od razu do sedna.
- „A ile?” - nieśmiało zapytał Podróżnik.
Towarzysze umówili się wcześniej, że w temacie forsy będą rżnąć głupków. Powodem były rozbieżności w taryfikatorze wizowym. Oficjalnie 3-miesięczna, wielokrotna wiza kenijska kosztuje U$D 50 od białego łba. Aliści, podróżnik wyczytał gdzieś na jakimś blogu o wizie tranzytowej dwukrotnej do 30 dni za pół ceny.
Wczasowicz twierdził, że taka jest cena wizy „poza sezonem”, ale że teraz „jest sezon” to ona drożeje do U$ 50. Wprawdzie nie zgadzało się to z oficjalną stroną kenijskiego
Immigration, ale też wiza tranzytowa widniała tam jako „
single”.
- „Jaka wiza?!” - spytał Pan oficer rozkazującym tonem, mocno niewyraźną angielszczyzną;
- „Jak najtańsza i jak najlepsza” - ośmielił się zażartować Podróżnik, pilnie bacząc, czy go zaraz nie zastrzelą.
Pan Oficer pokazał białe zęby półgębkiem w lekkim uśmiechu:
- „Na jak długo i gdzie?” - raczył spytać, już mniej groźnie;
- „Na trzy tygodnie” - odparli zgodnie towarzysze;
- „To wystarczy tranzytowa. 25 dolarów!”
- „Ale my chcemy do Tanzanii i wrócić, a to wiza pojedyncza...”
- „Wyjazd do Tanzanii i Ugandy się nie liczy” - uspokoił wszystkie wątpliwości Pan Oficer i towarzysze z satysfakcją dobrze wydanych pieniędzy zapłacili mu tylko U$ 50 za dwie białe głowy.
Pan Oficer kazał spojrzeć w stojącą na pulpicie kamerkę internetową i zrobił każdemu z turystów po fotografii. Następnie rozkazał:
- „Lewy kciuk!”,
- „Co lewy kciuk? Nie rozumiem” - zaniepokoił się Podróżnik, czy czasem nie chcą mu obcinać palców;
- „Skaner, na dole!” - niedbale odparł Pan Oficer.
Rzeczywiście pod pulpitem przykręcony był mały skanerek świecący kocim wzrokiem.
Pan oficer zeskanował obu towarzyszom po kolei, najpierw osobno kciuki u ręki lewej i prawej, potem pozostałe palce już razem od ręki lewej i dalej, prawej...
Ho, ho, ho. towarzysze poczuli się prawie jak w USA :-))). Podróżnik zaczął już nawet szukać odpowiedniej żyły na wytoczenie próbki krwi, lecz niestety tutaj nie doszli jeszcze do takiego postępu.
Przy tym wszystkim EU jest dalekooo za Murzynami. Dosłownie!
Z drukarki za Panem Oficerem wyjechały śliczniutkie, kolorowe wizy z hologramami. Pan Oficer Powklejał je do paszportów, trzepnął tradycyjny stempel wjazdowy i rzekł:
- "Witamy w Kenii !”.
…
Następnie było wszystko jak na wszystkich lotniskach: taśmy, bagaże, zręczne omijanie celników w kanale zielonym (ma się to wyćwiczone ;-) i wypatrywanie umówionej kartki z czerwonym napisem...
Kartkę trzymał osobiście x. Jan, który z kierowcą (w Nairobi nie jeździ się po nocy samemu) przyjechał tu po turystów.
A na dworze, tuż przed północą było …
... tak sobie.
Bynajmniej nie za ciepło. Ot jak u nas latem w nocy :-(0.
A to przecież równik! - Przecina gdzieś tam w ciemności północne dzielnice Nairobi...
Wer.2.1.