4.12.10. Lake Manyara NP
------------------------------------
Na poczatku rozczaruje wszystkich, nielicznych czytelnikow, sledzacych ten blog: Zapomnialem kabla USB do aparatu, a czytnika kart pamieci nie wzialem, takze, bo naiwnie liczylem, ze tutejsze komputery beda mialy takowe.
Nie maja!
Byc moze odwiedzam kafejki internetowe, tylko dla Czarnych (nie widzialem zadnego Bialasa w tych kafejkach), a tam nie ma tez sluchawek i kamer do Skype. Tak wiec i ten sprzet, trzeba tu wozic wlasny. Natomiast samych kafejek nie brak. Sa na kazdym kroku, lecz tak oblezone, iz czasem musze czekac w kolejce az zwolni sie jakis komputer.
W tych warunkach nie ma co myslec o selekcji i obrobce zdjec, o ile nie trafie na odpowiednie warunki i akurat bede mial czas. Coz – Najwyzej po powrocie, to przeciez niedlugo.
--------------
SAFARI:
No, no. Nie powiem… Moze byc. Szkoda tylko, ze za dlugie!
Pisze to z perspektywy calego safari I ma sie to nijak do pierwszych wrazen.
Otoz wbrew oczekiwaniom, byl to najbardziej udany dzien safari, a wlasciwie, samo popoludnie w parku narodowym na brzegu jeziora Manyara.
A to tylko dlatego, ze trafilismy na “wysyp” sloni, co nalezy do rzadkosci. Bylo ich z kilkadziesiat w roznym wieku, obu plci. Podchodzily az pod sam samochod.
Poza tym byly: pawiany i 2 inne gatunki malp, antylopy (impala, gnu, diki-diki i 2 inne), hipopotamy (z daleka), zebry i sporo dzioborozcow “kurczakowych”
c.d.b.n.
Ver.1.0