Fuji Beach, 12.12.10, po południu
Ta nazwa to chyba wymysł Białych. Miejscowi jej nie znają. Wieś nazywa się Bububu.
Jest to plaża ponoć najbliższa Miastu (10 km). Jest długa i szeroka, ale nie najlepsza. A mianowicie na granicy wody podzczas odpływu, zaczynają się ostre skały, a fragmentami zarośla namorzynowe. Czyli pływać można jedynie przy wysokiej wodzie.
O tej porze nie było nikogo poza rybakami. Co się dziwić – do opalania za duży upał, a do pływania za duży odpływ. A może nikt tu już nie przyjeżdża, sądząc po nie najlepszej kondycji ( z wyglądu) tutejszych resortów i pozamykanych knajpach.
Postanowiłem iść w stronę Miasta, do białego budynku, który jawił mi się zabytkowym.
Po drodze pozbyłem się juz dwóch „papasi” (natrętów), a tu drogę zaszedł mi trzeci, w moro i prawi, że dalej nie nada. Żeczywiście stała tm jakaś tablica w słahili i drobniutkim dopiskiem po angielsku „Military”.
Musiałem wrócić się do szosy. Po drodze złapało mnie oberwnie chmury, takie, że po raz drugi użyłem peleryny. Na szczęście krótkotrwałe.
Ver.1.0.