Poznań, 24 IV
Jestem z powrotem na łonie rodziny po prawie trzech miesiącach nieobecności. Tam wydawało się to długo. Tutaj, z perspektywy domu – niczym. Na miejscu czas płynął wolniej – zmieniło się niewiele (poza pogodą). Tam prawie każdy dzień przynosił coś innego.
Zdaję sobie sprawę, że ledwie musnąłem Amerykę, Jak te motyle „całujące” mnie w Iguazu. Przeleciałem (prawie) na około kontynentu niczym pershing. Co można na takiej „krótkiej” podstawie, powiedzieć? Sądzić? Generalizować?
Wiem, że niewiele wiem. Ale to niewiele, to i tak ogrom obserwacji, spostrzeżeń, wrażeń.
Tak, wrażeń zdecydowanie najwięcej. One ulatują też najszybciej z pamięci.
Wiem, że powinienem uzupełniać wpisy jak najprędzej, zanim to nowe całkowicie mnie pochłonie. Niestety choroba karaibska dalej się mnie trzyma mocno i robię w tym kierunku niewiele, mimo komfortu stałego łącza internetowego i kilku komputerów do dyspozycji.
Ver.1.0.