Geoblog.pl    Swierszcz    Podróże    !Brindemos por la vida, es linda!    Z drogi do Ekwadoru...
Zwiń mapę
2009
14
kwi

Z drogi do Ekwadoru...

 
Kolumbia
Kolumbia, Mocoa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 29689 km
 
Mocoa – San Francisco – Jezioro Concha – Pasto,14 IV
----------------------------------------------------
Przed Mocoa czyhała kontrola policyjna, taka „na serio”, ze sprawdzaniem papierów i rewizjami (Poza mną oczywiście :-) Ja jestem Gość)
W Mocoa skończył się „zasięg” „pasażerskich półciężarówek”. Miałem godzinę do autobusu, do wykorzystania na zjedzenie obiadu i zrobienie zapasów.
Mocoa nie jest najwyraźniej miejscem turystycznym. Prawdopodobnie wszyscy szybko tędy „przelatują”, bo już moja wizyta w jednej z dworcowych paszarni wzbudziła nieskrywane zainteresowanie. Można było się naocznie przekonać, jak Mokoańczycy postrzegają Świat, tudzież na jakim poziomie mają w szkołach geografię. „Kelnerki” z paszarni nie mogły zrozumieć, że ktoś może nie mówić po hiszpańsku. Co więcej, chyba nie wiedziały, że istnieją inne języki i były zdziwione, że to one mówią właśnie po hiszpańsku!
- „No jak to nie mówisz?! Niemowa jesteś? Jak można mówić tylko „un poco”?”
Prędko przyleciała kucharka aby mnie obejrzeć. Była jakąś „bywalczynią” i zawyrokowała:
- „To Gringo!”
Zacząłem się gęsto tłumaczyć, że nie żaden Gringo, tylko z Europy, z Polski, a tam się nie mówi ani po hiszpańsku, ani nawet po angielsku. Widząc ich błądzący wzrok wzrok, wyraźnie zdradzający nieznajomość geografii, zacząłem tłumaczyć, że np. papa Juan Pablo i ten teges...
- „Co?! On przecież mówił! [miała na myśli, że po hiszpańsku]. To był Polak ?!” - Wielkie zdziwko ;-(
Przychodziły wycieczki personelu ze sąsiednich paszarni aby oglądać jedzącego Gringo. Zacząłem się czuć jak w Indiach na „prowincji”. Przyplątał się też ciekawski policjant z napisem na pagonach: „Policia ambientaly ecologica”.
Że niby co to miało znaczyć? Policja ekologiczna dla środowiska?
Kelnerka chwali mu się, że ma klienta Gringo, który nawet mówi w „ingles”! A ten, jak to „pies” zaraz zaczął węszyć:
- „ Skąd jesteś?”
Odpowiadam, że z Polski, lecz on też nie uważał na geografii więc drąży dalej:
- „Ameryka?”
- „Nie! Z Polski. To ty jesteś z Ameryki” - odpowiadam niegrzecznie.
- „Polski... ale z Ameryki, czy z Australii?”
Ooo! Ten to chyba był po maturze ;-) Ale mnie przygwoździł tą Australią. To mnie rozszyfrował ;-) Lecz nie pękając, konsekwentnie obstaję przy swojej wersji wydarzeń:
- „Z Polski w Europie!”
Tu pojawił się w jego oczach obraz rozpaczliwego poszukiwania odpowiedniej szufladki w głowie. Czy ją znalazł – nie wiem, bo szybko zmienił temat:
- „Emigrant?”
- „Nie! Turysta” - odrzekłem. Ale i tego pojęcia chyba nie znał, bo nie przyjął mojej odpowiedzi do wiadomości:
- „Gdzie imigrujesz? Do Kolumbii?”
No i powiem, że mnie zatkało! Nie przyszło mi do głowy, że ktoś mnie może brać za imigranta i to do Mocoa. Czy wyglądam aż tak biednie? Muszę poszukać lustra :-0

Autobus z Mocoa, miał podwozie „terenowe” podobnie jak niektóre z Boliwii. Nic dziwnego. Góry przez które się przedzieraliśmy, może i nie były najwyższe, ale stromizny im nie brakowało. Kierowca pruł jak szalony wąską gruntową drogą, wśród lasów drzewiastych paproci, w bród przez górskie potoki i skrajami głębokich przepaści. Smaczku dodawały częste – gęste mgły i ulewne deszcze, no i posterunki z pojazdami pancernymi. Trochę przypominało to (bez)droża Sikkimu, tyle że było cieplej.
Tak – mokro i ciepło. To dlatego rośnie tyle paproci drzewiastych. A jakie wielkie...
I tą wąską, stromą i krętą drogą jeżdżą TIR'y - olbrzymie (amerykańskie) ciężarówki, wszystkie jak jeden, pomalowane na czarno. Często musieliśmy się wymijać z tymi czarnymi potworami, nie wspominając o autobusach w drugą stronę. I wszystko na drodze szerokiej na jeden pojazd, z łukami ciaśniejszymi niż długość autobusu, i we mgle, i w deszczu i na skraju przepaści... A autobus miał kabinę dużo szerszą od podwozia, tak, że dosłownie, siedziałem nad przepaścią!
Bez wątpienia, była to „egzotyczna” podróż, niestety bez udanych zdjęć :-(
Po 14 pojawiły się pierwsze, pojedyncze gospodarstwa. Nie był to jeszcze koniec gór. Parę przełęczy więcej zaczęliśmy zjeżdżać na dobre. Ok. 15 wjechaliśmy na asfalt wśród pól uprawnych.
Ciekawostką było, żę pojawiły się piętrowe grobowce na cmentarzach (jak w Peru i Boliwii), a wśród ludności: indianie i metysi.
Za San Francisco, były znów góry (tym razem suche, porośnięte dracenami), przełęcze i drogi gruntowe, a w końcu za siedmioma górami, malownicze (jak to w górach) jezioro „La Coche” [wóz, pojazd].

Ver. 1.0.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (1)
  • rozmiar: 3,61 MB  |  dodano 2 lata temu
     
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Swierszcz
$wierszcz Wędrowniczek
zwiedził 22% świata (44 państwa)
Zasoby: 217 wpisów217 112 komentarzy112 1923 zdjęcia1923 93 pliki multimedialne93
 
Moje podróżewięcej
22.06.2012 - 27.07.2012
 
 
28.01.2009 - 24.04.2009
 
 
30.11.2010 - 23.12.2010