Tanga, 14.12.10, 19:00
Jakoś się dotelepaliśmy, z planowym – półgodzinnym opóźnieniem.
Miasteczko sprawia sympatyczne wrażenie na pierwszy rzut oka. Coś jak w Moshi.
Z terminalu ruszylismy piechota do crntrum (700-900 m), szukać hotelu z przewodnikowych propozycji. Na wszelki wypadek, odciągałem Wczasowicza od terminalowych hoteli, mówiąc:
„Nieee. Pewnie są za drogie. Patrz w każdym oknie jest cooler. Będziesz dopłacał za air-con?”.
Na szczęście Wczasowicz jest ciepłolubny, więc ten argument na niego podziałał.
„Masz rację. Pewno i tak nie mają basenów!” – odparł.
Nie doszliśmy nawet do torów kolejowych, gdy po prawej stronie „wyrósł” Traveler Hotel [sic! Przez jedno „l”].
„To chyba o nas? To my jesteśmy travellery. Sprawdzimy?” – zaproponował Wczasowicz.
Kamień spadł mi z serca. Najwyżej mu się nie spodoba, ale na pewno nie przepłacimy.
I przepłaciliśmy całe 2 tys. (4 zł) za telewizor w pokoju, bo Wczasowicz koniecznie chciał miec telewizję! Nic, że tylko w słahili ;-)
Tak. To zdecydowanie najtańszy hotel w tej podróży. Za dwójkę z łazienką, TV i śniadaniem dliśmy 12 tys. banialuków (24 zł) na dwie osoby razem. Mniej niż za jedynkę w Zanzi Town !
Potem w ciagu ostatnich dwóch godzin do zmroku zdołaliśmy zwiedzić całe centrum, tego miasta, które szczyt swojej świetności przeżyło na przełomie XIX i XX w. Kiedy to odebrało palmę pierwszeństwa od Pangani.
Wczasowicz twierdzi, że to od Tangi wzięła sie nazwa Tanganika. Mnie się raczej zdaje odwrotnie. Niech ktoś dociekliwy to sprawdzi...
W każdym razie, jest tu ładnie, przestronnie i zielono, a ludzie jakoś obojętniej traktują turystów, nie czepiając ię nadmiernie.
PS. Tu w kafjce już nie mieli czytnika kart SD, więc zdjęcia będą zaś potem.
Ver.1.0.