Horohoro – Lunga – Mombasa, 16.12.10 po poludniu
Szlismy na szage przez posterunek w Lunga ale celnicy sami nas zauwazyli i „przygarneli do siebie”. Pomimo ich ciekawosci nie dalismy sobie otworzyc bagazy. Skonczylo sie na odpowiadaniu czego nie wieziemy.
Tutaj jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki daladala zmienily plec i staly sie matatu. Pewnie dla tego, ze same Nissany a nie Toyoty ;)
Jechalismy asfaltowa szosa, przez ludna nizine intensywnie uprawiana, wsrod wiosek, pol trzciny cukrowej i gajow palmowych.
Wyrzucilem po drodze Wczasowicza na jednej z plaz na poludnie od Mombasy i dalej sam pojechalem do miasta.
Mombasa przywitala mnie na promie z Likoni halasem, tlokiem, glosna hinduska muzyka i zapachami jak z Paharganj’u. Gdyby tak jeszcze mieszkancow skropic odrobine perhydrolem, to poczulbym sie jak w Indiach.
Pojawily sie tez supermarkety wieksze niz w Polsce i technika, jakiej nie bylo w lekko „zacofanej” Tanzanii.
Ver.1.0