Geoblog.pl    Swierszcz    Podróże    $wierszcza 60 dni dookoła Indii    Zobaczyć Himalaje
Zwiń mapę
2008
13
lut

Zobaczyć Himalaje

 
Indie
Indie, Mussoori
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2237 km
 
Aby zobaczyć Himalaje, a właściwie pokazać je $wierszczykowi (ja widziałem je wielokrotnie, choć nie z tej strony), dodaliśmy kolejny, nie planowany na początku punkt wyprawy - "letni kurort" Brytyjczyków - Massuri (Mussoorie). Założyli go w roku 1823 r., a przydał się "jak znalazł" po przeniesieniu stolicy z Kalkuty do Nowego Delhi w latach dwudziestych ubiegłego wieku.

Z tym oglądaniem ośnieżonych szczytów, to zazwyczaj jest loteria. Pogoda na 2000 m n.p.m. bywa bardzo kapryśna i nie daje żadnych gwarancji dalszej widoczności. Jednak ze względu na porę roku, a zwłaszcza na chłodny wyż baryczny, liczyłem na łut szczęścia. I nie przeliczyłem się.

Do Massuri pojechaliśmy na jednodniową wycieczkę lokalnym autobusem z Dehra Dun, 35 km serpentynami pod górę, zostawiwszy wszystkie bagaże w hostelu. Droga była bardzo malownicza, ale od ciągłych skrętów zaczęło mnie mdlić. Na szczęście podróż trwała niewiele - ok. półtorej godziny. Autobus zajechał na Gandhi Czołk (Chowk) - zachodnie z dwóch centrów komunikacyjnych miejscowości, między którymi się rozciąga. "Na dole" nie szło się dopytać na którą z tych dwóch końcówek jedzie, ale w sumie było nam to obojętne - Planowaliśmy przejść piechotą 2 km na drugą i stamtąd wrócić.

"Na górze" przywitała nas słoneczna pogoda i rześkie powietrze.

Po nocnym mrozie zostały jeszcze w cieniu zamarznięte kałuże, ale temperatura na słońcu szybko rosła.

Zaczęliśmy szukać jakiejś knajpy serwującej śniadanie. Niestety tubylcy dopiero wstawali (choć to nie tropiki). Przeszliśmy drogą łagodnie falującą w pionie i w poziomie ok. 1 km do stacji kolejki linowej. Kolejka jeszcze była nieczynna - ruszała za ponad pół godziny. $wierszczyk za nic nie chciał słuchać o wspinaczce na Gun Hill - najwyższy punkt w miejscowości więc musieliśmy poczekać aż zjawi się obsługa kolejki i bileterka. Byliśmy pasażerami pierwszego kursu w górę. Za górną stacją kolejki znajduje się placyk szczelnie otoczony restauracjami i sklepami, pewnie po to, żeby nikt za darmo nie mógł podziwiać panoramy gór i dolin. Jedyny Punkt Widokowy ma zamontowane teleskopy, płatne oczywiście. Poza tym widoki można podziwiać zza brudnych szyb restauracyjek. Ledwie wyszliśmy z wagonika, opadło nas kilu "restauratorów", którzy zdążyli się już otworzyć. Nie było się co za wiele opędzać, przecież i tak mieliśmy zjeść śniadanie. Wybraliśmy knajpę od południowo - wschodniej, słonecznej strony, bo chłód dokuczał kiedy się było w bezruchu. Szynkarz dopiero rozpalał pod kuchnią i wyciągał gary, tak że się trochę naczekaliśmy na gorący czaj. Potem obfotografowaliśmy widoki na wszystkie strony świata, przeciskając się między budami i obchodząc je od tyłu po stoku.

Lodowce na szczytach Himalajów widać było rewelacyjnie. Niestety część panoramy przysłaniało sąsiednie wzgórze. Wejście na sam szczyt Gun Hill było zamknięte zasiekami z drutu kolczastego. $wierszczyk zaczął je forsować, ale nie poszedłem w jego ślady. Na dół także nie chciało się nam schodzić piechotą. Kiedy czekaliśmy na powrotny kurs kolejki, otwierały się już sklepy z pamiątkami, gdyż w międzyczasie kolejnymi kursami przyjechało już trochę ludzi, lecz żadnych "białych".

Drugie "centrum" - Kulri Bazar jest większe i położone trochę niżej. Zaczepiali nas faceci z końmi oferujący przejażdżkę w siodle poprzez Camel\'s Back Road. Konno nie pojechaliśmy, ale postanowiliśmy tam zajrzeć w "poszukiwaniu" ciekawych widoków. Widoki okazały się na tyle ciekawe, że zamiast wrócić do Dehra Dun z Kulri Bazar, przeszliśmy ponad 3 km całą Camel\'s Back Road, która okrąża Gun Hill licznymi łukami od północy z powrotem na Gandhi Czołk. Jako, że był to cienisty stok, było o wiele zimniej, za to większa część ośnieżonego górskiego pasma była widoczna obok pobliskich, zasłaniających wzgórz. Co rusz mijały nas konie dźwigające turystów induskich, lecz żaden nie jechał samodzielnie - przy nim truchtał poganiacz trzymając konia za uzdę.

Nazwę Camel\'s Back Road ponoć wzięła od jakiegoś pobliskiego wzgórza podobnego do wielbłąda.
My jednak takowego nie zauważyliśmy. Ostatecznie prawie wszystkie wzgórza są podobne do wielbłądów, a ściślej to garby wielbłądów przypominają pagórki.

Na samym "starcie", w dół stoku rozciągał się stary cmentarz "pobrytyjski" z kościółkiem obsadzony różnymi gatunkami, dużych już, drzew iglastych. Dalej w dół i w górę "rozchodziły" się rezydencje: malownicze stare i z grubsza ciosane - współczesne.

Kiedyś Massuri było ulubionym kurortem radżów, dziś nowobogackich. Całe miasteczko zachowało jeszcze ten maharadżowsko - kolonialny urok, a nawet lane z żeliwa ozdobne barierki i latarnie, nie wspominając o kościołach wszystkich wyznań. Niestety nie zachowało się wiele kolorowych dachów krytych dachówką czy gontem - wszędzie króluje pordzewiała blacha falista tak typowa dla Indii.
Na Gandhi Czołk rozpoczęliśmy starania o zjedzenie obiadu. I tu niestety niemiły zawód. Nie dało się znaleźć knajpy serwującej jadło "pasujące" do tego miejsca, czyli w miarę europejskie. Ba! Nawet, żeby nie-wegetariańskie! Wszystkie restauracje "Non Veg" a to były w remoncie, a to zamknięte bez żadnego powodu. W końcu coś znaleźliśmy w tych z droższych.

Przy wejściu do restauracji ktoś mnie zagadnął, ale swoim zwyczajem "nie zwróciłem" na to uwagi. Potem przy jedzeniu podszedł ktoś z obsługi i spytał grzecznie, czy może nam przerwać aby coś zaproponować. Oczywiście wysłaliśmy go "na drzewo". Przy płaceniu przybiegł sam manager, który siedział przy wejściu. Tego już nie zbyłem jak poprzednich ale pozwoliłem wyłożyć o co im chodzi. Okazało się, że chcieli nam zaproponować wywiad dla lokalnej telewizji na temat Massuri. Wprzódy uzgodnili jakie pytania zadadzą i ustawili nas po drugiej stronie ulicy, brzy barierce na skraju stoku dla lepszego światła i tła z panoramy okolicznych wzgórz. Powiedziałem do kamery co było ustalone uśmiechając się obficie i dodając od siebie mnóstwo ochów i achów nad pięknością i zaletami tego miejsca. Ciekawe czy gdzieś to puścili?
Potem próbowaliśmy powłóczyć się jeszcze na zachodnie wzgórza, ale z pełnymi brzuchami szło nam gorzej jak z pustymi więc wróciliśmy się na autobus do Dehra Dun. Droga powrotna w dół zajęła nie mniej czasu niż w górę.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Swierszcz
$wierszcz Wędrowniczek
zwiedził 20% świata (40 państw)
Zasoby: 212 wpisów212 112 komentarzy112 1923 zdjęcia1923 93 pliki multimedialne93
 
Moje podróżewięcej
28.01.2009 - 24.04.2009
 
 
22.06.2012 - 27.07.2012
 
 
30.11.2010 - 23.12.2010