Wczoraj we własnym hotelu znalazłem rodaka. Poszedłem przypomnieć właścicielowi, że "wisi" mi 20 rupii za pokój (nie miał wcześniej wydać ze setki).
Rozliczał się z nim człowiek z kitką, któremu hotelarz załatwiał też bilet kolejowy. Z rozmowy wynikało, że ten z kitką jedzie do Bombaju. Jeśli tak, to w grę mógł wchodzić raczej tylko jeden pociąg o 15:15 z Hubli. Zagadnąłem więc o poranne wydostawanie się z Hampi do Hospet i dalej do Hubli. Po krótkiej wymianie zdań, facet z kitką oświadczył:
- Może nie będziemy się tak męczyć po angielsku, jesteś Polakiem, prawda?
Na takie dictum, rzeczywiście nie było sensu dłużej sie produkować po angielsku. Szybko umówiliśmy się na poranne wstawanie i dalszą podróż, a także na wieczór do jakiejś knajpy.
W knajpie poznałem innych znajomych Serża (miał na imię Sergiusz i przyjechał tu z UK, gdzie pracował na zmywaku): Żyda - byłego wojskowego ze specjalnością likwidacji Palestyńczyków, Japończyka i jeszcze jakiegoś. "Przewinął" się też mój znajomy Niemiec z RPA, któremu wcześniej objaśniałem gdzie w Indiach są miejsca hippie.
Dzisiaj na poranny autobus czekała jeszcze trójka Białych (para i singiel). Autobus o 6:30 nie przyjechał. Zaczęliśmy sondowanie pozostałych oczekujących na temat wspólnego wynajęcia rikszy do Hospet. Też nie było sensu produkować się za wiele po angielsku. Para okazała się być parą Polaków.