30.1.09, 7:30-14:30
Siedzę sobie na piętrze autobusu jadącego z Limy do Nazca i piszę te wypociny dzięki wiernemu (oby takim naprawdę się okazał) Pikusiowi (notebook Aristo Pico). Swoją drogą muszę mu zmienić płeć, żeby był moją wierną towarzyszką podróży. Z innym niewiernym towarzyszem – dyktafonem cyfrowym – rozstałem się właśnie na terminalu autobusowym. Zerwał się niespostrzeżenie ze smyczy i „poszedł” w długą (w inne ręce). A tak miałem z nim wygodnie. Teraz muszę wrócić do metody króla Ćwieczka, czyli niewygodnego wyciągania z kieszeni notesu i długopisu, oraz angażowania zmysłu wzroku w celu sporządzenia bardzo, bardzo cennej uwagi do zapamiętania.
PS. przypomniało mi się iż miałem wspomnieć o powszechnym używaniu gazu LPG, oraz ziemnego do napędzania pojazdów w Peru. Podobnie jak u nas, stacji gazowych jest więcej jak benzynowych.
AD REM. Pan American Expresway, którą jadę prowadzi przez pustynię, co jest o tyle dziwne, że cały czas po prawej widzę ocean. Tylko w dolinach gdze płyną rzeki (raczej górskie potoki) coś się zieleni. Uprawiają przeważnie bawełnę. Droga też w stylu amerykańskim, prawie prosta, przecina wszystkie wydmi i wzgórza „jak leci”. Rażące słońce przebija się przez białą mgiełkę napływającą znad oceanu wraz ze zimnym wiatrem. Andów nie widać.
DYGRESJA: Jaki aromat mają tutejsze banany! Aż ślina cieknie...
11:30 LT(local time)
Wyjeżdżamy z Paracas, jednego z dwóch przystanków mojego autobusu do Nazca. Paracas robi za miejscowy paradiso, czyli raj. Mając tyle wybrzeża, Peru nie może się poszczycić super resortami nadmorskimi, a to z powodu zimnego prądu … morskiego (nazwy nie pomnę). Zwyczajnie mają lodowatą wodę w oceanie. Paracas leży u szczytu małej zatoki wcinającej się głęboko w ląd, której woda ma już temperaturę zdatną do kąpieli. Co nie znaczy, że naokoło jest zielono. Nie, nie, pustynia całą gębą – piaszczysta, szaro – biało – beżowa. Odniosłem wrażenie, że całe Parakas nie ma żadnego stałego mieszkańca, a przynajmniej autochtona. Tu wszystko jest pod turystów. Dobre miejsce na wakacje z dziećmi. Tylko po co ciągać dzieci do Peru?