Geoblog.pl    Swierszcz    Podróże    !Brindemos por la vida, es linda!    O tym jak podróżnik oknem się salwował
Zwiń mapę
2009
05
mar

O tym jak podróżnik oknem się salwował

 
Brazylia
Brazylia, Curitiba
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18982 km
 
Kurytyba, 5 III, 15:15
Jakiś pech mnie prześladuje. Owszem, mogę mieć przygody kończące się szczęśliwie jak dzisiejsza, choćby codziennie... No może co drugi dzień ;-).

Przeżyłem prawdziwy pożar. Mój hotel się spalił, a ja ratowałem się skokiem z okna!
Ale po kolei?
Wstałem rano gdzieś o szóstej aby spakować chrząszcze, które mi uciekły nocą, pójść do ogrodu botanicznego i wrócić jeszcze przed „check-out time” (12:00) aby się wykąpać. Gdzieś 20 po 6 zaczęły się hałasy na korytarzu, bieganie i walenie do drzwi. Myślałem, że to pijani sąsiedzi wracają z nocnej imprezy więc wyzwałem ich od ch... i spokojnie się pakowałem. Za chwilę zgasło światło. Wyjrzałem przez okno, a tu widzę dym i właściciela wynoszącego toboły na podwórko. Wyjrzałem na korytarz, a tam gryzący dym! Zgarnąłem wszystko co było na wierzchu do plecaka i uciekam z pokoju. Ogień i gryzący dym (od wykładzin) waliły jednak od wejścia. W moim oknie stalowe ramki, nie do przeciśnięcia. Próbowałem nabrać powietrza i przebiec przez palacy się korytarz. Tylko jak w krótkich spodniach i w krótkim rękawie?
Stare budynki są tu (w Azji też) tak zbudowane, że od wejścia wchodzi się po schodach na piętro, lub półpiętro, a potem schodzi się na dół na parter i podwórko. A palił się hall na piętrze zaraz od schodów. Ogień już pełzał po suficie. Zbiegłem na półpiętro w oficynie, kopniakiem wybiłem stare drewniane okno na korytarzu (jeszcze potrafię tak zadrzeć nogę ;-), wyrzuciłem plecaki i wyskoczyłem.
Nie. Nie było tak wysoko. Jakieś 2 m nad niskim parterem. Przez podwórko, schodkami pod górę (dym i ogień „zasysały” powietrze ze schodów) i bezpiecznie w dół na ulicę.
Paliły się okna fasady. Była już straż pożarna.
Dopiero teraz wyciągnąłem aparat. Wybaczcie, że nie będzie zdjęć ognia pełzającego w środku, ale nie przyszło mi to do głowy.
7:10 Siedzę na krawężniku, piszę w kajeciku i obserwuję akcję strażaków są już w środku. Właściciel chodzi z uśmiechem po ulicy, poklepuje mnie po plecach i mówi „probljema”. Ciekaw jestem, czy jest ubezpieczony, ale jeszcze bardziej, czy czegoś nie zostawiłem w pokoju. Ze złotego wieku została mi zasada, żeby być zawsze spakowanym (nie tak jak Michał). Na wierzchu zostają tylko rzeczy, które się suszą, albo które zakładam na siebie. Po raz pierwszy ta zasada się przydała (no może też poza przypadkami, kiedy śpieszyłem się na za pięć 12).
Zjechali się reporterzy. Chyba wrócę zobaczyć pokój. Strażacy pokazują, że za 10 minut. Dogaszają pogorzelisko. A wiec skoczę na sniadanie na przeciw.
... A plan był taki, że miałem zostawić bagaże i iść „na luzie”. Byłbym bez bagaży gdyby ogień był później, albo się udusił gdyby wcześniej, kiedy spałem... Choć budziły mnie często stada komarów (jeszcze mi „Denga” potrzeba). Te komary są „namolne” jak to w tropiku (nawet w dzień). Nie takie małe jak w Azji (tak 2/3 naszych). A tutejszy, pachnący „Off” jakoś szybko przestaje działać. Moze zainwestuję w komarobój elektryczny?
... 8:00 Dopiero opadła mi adrenalina. Byłem już w hotelu. Mój pokój ocalał, jak i cała oficyna (nowsza). Ogień strawił wszystkie 3 pokoje na pietrze od ulicy (nad recepcją) i hall – dlatego nie było drogi ucieczki. Ale i pokój „dredziastych regałowców” z tyłu hallu ledwie się osmalił. Ta najstarsza część budynku była w środku cała z drewna. Wypytałem się czy ogień powstał od papierosa (pokoje miały wykładzinę dywanową, pełną petów i wypalonych dziur, podobnie jak koce), ale twierdzili, że od zwarcia w instalacji. Nie dziwota. Nawet pająki „chybotki” nie naplątały by tak kabli, a na niektórych wisiało pranie!
Zastanawiałem się, czy nie zostawić tu bagażu na przechowanie, lecz podobno „nieszczęścia chodzą parami”, więc wybrałem przechowalnię na dworcu autobusowym.
...
Ogród botaniczny bardziej przypominał pole golfowe. Jest tu szklarnia, ale po co? Widać mieli taki kaprys, a co? Gorsi?
W szklarni to samo, co na zewnątrz, nooo może poza bromeliami i jacarandą. Ale jacarandy sadzą w Kathmandu na ulicach, a tam i wyżej i bywa chłodniej...
Ogród ma charakter bardziej sportowy i szkolno – dydaktyczny. Gdzież mu do brytyjskich założeń parkowych. Toć „nasz”, poznański jest z 10 razy lepszy.
Tłuste Brazylki uprawiaja tu aerobik, a Brazyle jogging, coby być przystojniejszymi 
Dość silny wiatr przynosi rześkie powietrze i nie ma takiej duchoty jak wczoraj.
...
W Kurytybie już są „człowieczony” na chodnikach. Dotąd zachwycałem się, że w AP chodniki nie są zasrane ani zaszczane, co najwyżej „psiony”.
...
Na krytym targowisku municypalnym wybór mają wielki. Największy jak dotąd w mojej podróży. Można kupić nawet różne gatunki sushi, bo handluje tu dużo Azjatów.
Ale orzechy brazylijskie, zwane tu „castanha Pará” (kasztany z Para) w odróżnieniu od „castanha portugêsa” (czyli kasztany jadalne), kosztują tyle co u nas.
A w ogóle to „idzie” mi w Brazyli niepostrzeżenie dużo kasy, jak np. W Singu. To przez „drobiazgi” i picie. Waluta tu bardzo „mocna”, żadnych tam 3-4 zer, toteż wszystko wydaje się „tylko trochę”. A Real, licząc „przez U$”, to ok. 1,65 zł. Po przeliczeniu przez złodziejski kurs bankomatowy, może nawet wyjść 1,8 zł. Bezpieczniej będzie „zakodować sobie” „razy dwa”.
...
13:45 Jestem w „Passejo Público”, czyli w parku, który był kiedyś ogrodem zoologicznym. Zostało tu jeszcze dużo starych klatek i wolier, coś jak u „nas” w Starym ZOO w Poznaniu. Ale sama „drobnica”: ptaki, małpki, akwaria. Jednak przebudowują je i widać też, że budują nowe.
Co tu robić do wieczora (nocny autobus)? Internet „of course”. Ale mogłem jechać wczoraj. Byłbym już w Ryjo i nie przeżył bym „holocaustis” w hotelu. Żebyż te przygody z Pikusiem i aparatem miały taki „happy end”. Ech!...
Są tu już Brazyle koloru czekoladki, co było zadkoscią jeszcze we Foz, ale z drugiej strony te „słowiańskie gęby”. Musiało tu byc duzo Włochów, bo ludzie często żegnają się krótkim „ciał”. Jak się wymieszają, co to „wyjdzie”?
Taaak! Takie masońsko – wymarzone społeczeństwo: Jedna rasa (szara), jedna wiara (ekumeniczna) i jeden duch (nieświęty)...
Ver.2.1
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (1)
  • rozmiar: 2,64 MB  |  dodano 2 lata temu
     
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
Helwetia
Helwetia - 2009-03-05 20:25
Ma się tego farta i stale zapakowany plecak
 
??
?? - 2009-03-06 21:04
Nie farta tylko czujność. Coś czego baba nie zrozumie.
 
Helwetia
Helwetia - 2009-03-06 21:43
Od stałej czujności mozesz nabawić się zawału serca
Każdy by się ratował, może nie każdemu by się udało, ale to nie ma nic wspólnego z czujnoscią
 
 
Swierszcz
$wierszcz Wędrowniczek
zwiedził 22% świata (44 państwa)
Zasoby: 217 wpisów217 112 komentarzy112 1923 zdjęcia1923 93 pliki multimedialne93
 
Moje podróżewięcej
22.06.2012 - 27.07.2012
 
 
28.01.2009 - 24.04.2009
 
 
30.11.2010 - 23.12.2010