Salvador do Bahia, 14 III
Salvador jest kreowany na fragment Afryki w Brazylii. Uchodzi za najbardziej czarne miasto. Nie podzielam tej opinii. Jest co prawda „ciemniejszy” od Ilheus”, ale nie bardziej od Porto Seguro. Ja, który „wchodzę w Brazylię miękko” od południa (rzekłbym od podbrzusza) jestem już do tego przezwyczajony, ale rozumiem, ze może to być szok dla przybysza przylatującego tu bezpośrednio z Europy.
Salvador jest właśnie pierwszym miastem, z którego mogę dać dyla tanimi liniami (sposobność będzie aż do Natalu i Fortalezy). W sumie to już czas zacząć rozglądać się za drogą powrotu, lecz przy cenach Internetu, który jest tu najdroższy w całej mojej podróży, zaczekam z tym do innego miasta. Oby nie było gorzej, bo północ jest bardziej „dzika” niczym Afryka dzika.
Kiedy tu przyjechałem wczoraj w piątek trzynastego (znowu?) Zostawiłem bagaż na przechowalni i „na luzie” pojechałem szukać noclegu. Pierwsze kroki skierowałem do hostelu jednego Francuza (wymienionego w przewodniku LP), bo był pierwszy z brzegu od Windy Lacerda, w „nowoczesnym” bloku na placu katedralnym. Zaśpiewał mi 40R$ za łóżko w dormitorium. Chyba upadł na głowę z tego VII piętra.
Poszedłem za katedrę, na Pleurinho [czyt pleuriniu]. Pierwsza z brzegu pousada była za 25R$. Następna za 20. Nie szukałem już dalej, ale później, zwiedzając, widziałem taki wybór noclegów na Saõ Antonio, za Karmelem, że na pewno musiały być tańsze.
To też jest reguła: Jak już coś raz wspomną w przewodniku, zaraz „robi się” drogie.
Potem pojechałem po bagaż na dworzec autobusowy. Niestety spytałem się o autobus miejski sprzątacza przystankowego. Był tak samo ciemny pod kopułą, jak i na zewnątrz. Zaraz zrobił się „ważny”, rzucił sprzątanie i zajął się wypatrywaniem autobusu dla mnie. Wsadził mnie w minibus z klimatyzacją, który nie dość, że okazał się 2x droższy, to objechał wszystkie plaże Salwadoru, dzielnice wieżowców i willowe, zanim po przeszło godzinie zajechał na terminal! Ta kolejna reguła z Indii sprawdza się tutaj w całej rozciągłosci: Ciemny, jest ciemny z obu stron. Jeśli chcesz się kogoś o coś spytać, to wybierz najjaśniejszego i najlepiej noszącego okulary! Wtedy masz niejakie szanse, że informacje, które uzyskasz będą coś warte. Ale plaże mam „zwiedzone”. Jest ich więcej niż w Ryjo, za to są krótsze i ze skałkami. Dzielnice mieszkalnych wieżowców przypominały Singapur. Willowe też, gdyby nie pancerne bramy i zasieki, do sforsowania jedynie czołgiem, którymi były ogrodzone. A nad zwojami drutu kolczastego poprowadzono dodatkowo druty pod wysokim napięciem! Taaak. To Brazylia.
...
McDonald’s na terminalu serwuje piwo!
...
Do wieczora obszedłem całe „stare” miasto. Zarówno „dolne” (XIX/XXw.), jak i „górne” (XVIII/XXw.) z paroma starszymi kościołami (XVIIw.). Oba są połączone 130 letnią (zmodernizowaną) windą Lacerda i dwiema „kolejkami na Gubałówkę”.
W sumie wyglada to podobnie, jak miasta, które już zwiedzałem, tyle że jest większe i kamieniczki mają czasem kilka pięter. I tak jak w Iheus są „poprzetykane” „nowoczesnością”. Są raczej odnawiane, za to kościoły potwornie „zapuszczone”. Większość z nich jest zresztą zamknięta na głucho, albo udostępniona do zwiedzania za opłatą i przewodnikiem.
Zwiedziłem takie muzeum - kościół i klasztor karmelitański. Sądząc po spłowiałym portrecie dość młodego Jana Pawła II, wiszącym w zakrystii, kosciół zamknięto w początkach Jego pontyfikatu. Klasztor, jeden z największych karmelów na świecie (80 cel), zamieniono w hotel.
Wieczorem wybrałem się na Mszę sw. Do Franciszkanów. Była to okazja do wejścia bez biletu. Bogactwo, które zobaczyłem w środku po prostu mnie „powaliło”. Takiego rokoka w życiu nie widziałem (w sumie, co ja w życiu widziałem?). To nie było zwykłe rokoko, tylko rokokokokoko! Jednego dm2 ścian wolnego od złoceń i wywijasów. Kościół miał też „swój klimat”. Czuć było, że kiedyś był dużo „omodlony”. Teraz już nie miał licznej obsady. Do Mszy asystował tylko jeden braciszek i dwóch świeckich, odgrywając wyreżyserowany typowo „nowusowy szoł” dla grupki kilku wiernych i liczniejszych, kręcących się turystów.
Ci turyści, biali z resztą, prezentowali kompletny brak wyczucia, chodząc pomiędzy klęczącymi i głośno komentując detale zdobień. Jak gdyby Msza była jakimś performansem typu „światło i dźwięk” dla uatrakcyjnienia ich pobytu! Porządkowi co chwila łapali robiących zdjęcia, mimo wyraźnego zakazu.
Czy to nie może być tak jak w Indiach? „Najświętsze” części swiatyń, albo całe, są „For Hindu only!”, a złamanie tego zakazu grozi aresztowaniem! Tu powinno być „solo por catholicos”!
Albo jak w Bangkoku, gdzie porządkowi bezlitośnie wyciągają filmy i łamią karty pamięci, robiącym zdjęcia Szmaragdowego Buddy. „My” zawsze dajemy d... (przynajmniej od ostatniego soboru). Np. niechby tak ktoś spróbował w meczecie chodzić pomiędzy bijącymi pokłony w kierunku Mekki wyznawcami Proroka. Aż strach pomyśleć!
... Ci wszyscy Murzyni na Pleurinho są sprowadzeni tylko dla turystów. Inaczej by tu nie siedzieli. Poprzebierane w „kolonialne” stroje tłuste Murzynki zachęcają do wejścia do restauracji i sklepów. Murzyńskie pokazy capoeir’y, czy orkiestry bębniarzy. Wątpię czy jest to normalka w innych dzielnicach Salwadoru
Teraz właśnie hałasuje na ulicy taka banda Murzyniątek. Nieźle im „idzie”, a dowodzi nimi dziewczyna, jedyna w tym zespole. Ludzie nie skąpią grosza.
... Ci bębniarze hałasowali do północy. Szedł zespół za zespołem. Od morza wiała chłodna bryza ... Zresztą nie pamiętam bo zażyłem na sen „kaszasy”.
... Rano o 6 poszedłem zrobić parę zdjęć. Miasto jest kompletnie wymarłe po nocnych (wielkopostnych) balangach.
Poszedłem na południe do konwentu Saõ Bento (Benedykta ?). W kościele trwała Msza św. Konwentualna wraz z modlitwami. Zakonników było tak dużo, że nie mieścili się w stallach. Duży kościół, z zewnątrz „portugalski” w środku klasycystyczny, był kiedyś twierdzą przeciw holenderskim (protestanckim) najeźdźcom, (którzy wszędzie wypierali Portugalczyków z ich kolonii).
...
Jest 16:30 i słychać, że bębniarze przesuwają się gdzieś uliczkami Pleurinho.
...
Jakość (bez przesady) i wybór sprzedawanych pamiątek oraz rękodzieła (;-) brazylijskiego, osiągnęły w Salwadorze swoje optimum. Śmiem domniemywać, że dalej będzie już tylko gorzej. Gdybym stąd wylatywał, to bym się obkupił do „pełnej wagi samolotowej”, bo jakość niektórych jest przyzwoita.
Ver.1.0.