Ilheus, 12 III
Pobyt w Ilheus [czyt. iljeusz] upłynął mi głównie na bardzo przyjemnym (i owocnym) spotkaniu z p. Henrykiem, Polakiem mieszkającym tutaj z żoną, też Polką. Opiszę to być może później na spokojnie.
Jeszcze o samym mieście, żeby nie umknęło ;-)
Kiedy przyjechałem tu wczoraj późnym popołudniem wydało mi się najbrzydszym brazylijskim miastem, w jakim dotąd byłem. Cały fragment od dworca autobusowego, aż do centrum przypomina, typowe "nowe" - brzydkie miasto hinduskie. Wrażenie to potęgują wszechobecne szyldy, we wielkiej obfitości, reklamujące co innego niż bary. Co oznacza, że ludzie robią, tu więcej rodzajów interesów niż w Porto Seguro. I rzeczywiście tak jest. Europejski turysta ma niewiele do zobaczenia w samym Ilheus. Wrażenie brzydoty złagodziło trochę poranne zwiedzanie maciupeńkiej "starówki" (pierwsza tercja XXw.). Bez wątpienia było to miasto, bo "zabytkowe" kamieniczki były piętrowe (to pozostałości po światowym centrum handlu kakao). Niestety są bardzo "poprzetykane" takimi nowoczesnymi wynalazkami jak żelazobeton, szkło i aluminium. Za to Alto (wysokie miasto) św. Sebastiana, na górce za imponującą katedrą, ma wysoki "potencjał" turystyczny ze względu na położenie na cyplu w ujściu rzeki. Widoki są przepiękne. Żeby tylko jego mieszkańcy mieli więcej "zmysłu" do interesów ;-( Niestety w miarę posuwania się na północ, wyraźnie go Brazylom ubywa...
Ver.1.0