San Isidro, 4 IV
---------------------
Specjalnie pojechałem na dzień, żeby zobaczyć te „tepui”. Decyzja zapadła szybko. Zabrałem się na terminal i wsiadłem do pierwszego autobusu jadącego na północ.
Autobus przypominał te boliwijskie, ze stanu technicznego i wieku. Oczywiście miał cechy wenezuelskie, takie jak dwie kolumny głośnikowe, wzmacniacz i odtwarzacz CD leżący na poduszce (przeciw wstrząsom) do puszczania muzyki na maxa, no i że skasowali pieniądze, ale nie wydali biletu (są w „szarej strefie”).
Z początku jechaliśmy przez coś co przypominało połoniny bieszczadzkie, ale to nie z powodu wysokości, tylko raczej z nieustannych pożarów porastającego buszu. Wygląda na to iż regularnie wypalają trawy, żeby mieć dobry widok na Roraimę :-)
Niestety, Roraima była szczelnie spowita chmurami, Jakby przykryta kołderką. Widać było inne „tepui”, na zachodzie, ale bardzo daleko.
Po południu pogoda się poprawiła, ale zaczęła się „regularna” dżungla, tak że widziałem inne „stołki” tylko w „szczerbach” miedzy drzewami.
Kiedy zjeżdżaliśmy z kolejnej przełęczy zaczęło śmierdzieć w kabinie spalonym bakelitem. Oho! Pewnie spalili hamulce! Zaraz przypomniał mi się „nasz najsławniejszy” wypadek autobusu. Ciekawe jak ten skończy?
Jakoś sturlał się z tej wyżyny. Zaraz za Las Claritatis, parafia San Isidro – pierwszym miasteczkiem „kończącym” „Góry Stołowe”, kierowca z konduktorem I z pomocą jednego z pasażerów wzięli się za zmienianie tylnego koła. Szło im szybko, ale nakrętka na ostatniej śrubie była „zdarta” Nie mieli czym jej odkręcić, bo też co oni mieli za narzędzia – pożal się Boże. Szczypcami Morse’a - chińskimi! Zatrzymywali kolejne samochody i ciężarówki, ale nikt nie potrafił im pomóc. Założyli pierwsze koło (było podwójne) z powrotem i zabraliśmy się z powrotem do miasteczka. W Las Claritatis nie znaleźli odpowiedniego warsztatu. Cofnęliśmy się aż do San Isidro, do ślusarza, który palnikiem po prostu upalił tą pechową śrubę. Teraz mogli zmienić to drugie koło z zestawu i pojechaliśmy, bez jednej śruby po półtoragodzinnym przestoju, w huku muzyki, która już przestała mi się podobać (co za dużo, to niezdrowo).
... Na innym postoju naprawiali coś w silniku przez 20 minut. Muzyka (inna niż w Brazylii) dalej dudni na maxa. Niektóre utwory jakbym już znał z Peru i Boliwii: „Te quiero, te quiero, te quiero...”.
... Współpasażer – Gujańczyk, a więc mówiący po angielsku wyjaśnił mi dlaczego policja spisuje liczniki wszystkich tankujących samochodów. Otóż cały czas jedziemy wzdłuż granicznej z Gujaną rzeki przez którą miejscowi szmuglują do Gujany paliwo. No cóż, jak się chce dotować, to trzeba kontrolować.
W Sta Elena, była dla Brazyli specjalna stacja z niedotowanym paliwem, zaraz na granicy ale przed wenezuelskim immigration, żeby mogli spokojnie wracać do domu. A „w domu” za przewożenie benzyny w kanistrze konfiskowano im samochody. Benzyna kosztuje tu 0,097 boliwara/l, a ropa 0,048 Bsf/l, co na pewno jest poniżej cen rynkowych, a może i kosztów!
... Ciudad Bolivar
------------------------
Kiedy po 22 wprowadzałem się do mojego hotelu nie było wody. Nie sprawdziwszy, spuściłem spłuczkę. Tak bym miał „zapas”. Kiedy zgłosiłem ten fakt, recepcjonista wykonał nieokreślony ruch ręki, który pewnie miał znaczyć „mañana”. Muszę się nauczyć tego gestu.
...
Ver. 1.1.