La Paz, 7 II, 11:11
Jak bym już tu kiedyś był! Skąd je znam? Ciśnie się na klawisz – Katmandu. Ale w Katmandu nie ma wieżowców. To jakiś mix Katmandu z centrum Deli, albo Bombaju. W każdym bądź razie zakochałem się w La Paz od pierwszego wejrzenia. Ma w sobie to coś, co już pisałem o górskich miastach. Zacząłem się nawet łamać, czy nie zostać jedną noc więcej. Tylko hotel mnie odstręcza (dormitory w cenie jedynki w Kopakabanie). La Paz wyraźnie cierpi na niedostatek hoteli dla białasów – podróżników, ergo jest interes do zrobienia...
Obleciałem wczoraj ładnych parę kilometrów piechotą i to bez żadnej zadyszki. Tak sobie rozciągnąłem płucka w Maczupikczu. Nie ma tu wyodrębnionej starówki. Nowe wieżowce stawiają między kamieniczkami. Uważam, że to błąd stawiać wieżowce w dolinie. Na stokach i szczytach prezentowały by się o wiele lepiej, a na dole psują perspektywę. No ale sądząc po ich architekturze, są ze zeszłego wieku. Nowsze La Paz dawno już się „wylało” z kotliny i „spłynęło” na dół, „obryzgawszy” otaczające stoki i grzbiety gór. Rozpiętość wysokości n.p.m. w mieście przekracza 1000 m! Do najnowszego „city”, jak i do przedmieść na górach już nie dotarłem. Ale na to potrzeba by tygodni.
A ile tu kramów, straganów, sklepów, salonów i klubów. Zapewne jest tu wszystko. Ruch uliczny na miarę miast Uttar Pradesh'u. A jakie kościoły. Niewiele polskich kościołów mogło by się równać wyposażeniem z kościołem św. Franciszka i wielkością z tutejszą katedrą (Nota bene niezbyt starą i z wyraźnym piętnem masońskim).
c.d.n.