2009
08
lut
Karnawał czas zakończyć
Boliwia, Oruro
Przejechano 13288 km
Oruro, 7 II, 22:00, 3706 m n.p.m. O 17:20 było 16ºC
Przewodnik podaje, że złote lata górniczego Oruro należą już do przeszłości. Chyba nie do końca, sądząc po wypasionych budynkach, jakie tu stawiają. Ale teraz Oruro słynie z wpisu na liście „światowego dziedzictwa” (a może dziewictwa?) UNSCO, jak nieściśle podają dla „karnawału”. Karnawał przecież trwa w najlepsze, a „La Diabolada” dopiero za dwa tygodnie”. Bo też jest to zakończenie karnawału. Nie mniej całe Oruro już się przygotowuje. Ustawiają dekoracje, a na ulicach, nawet teraz, ćwiczą różne grupy tancerzy. Po ulicach latają bandy wyrostków polewając się nawzajem (a szczególnie dziewczyny) wodą z plastikowych pistoletów i rzucając „bombami” wodnymi, zupełnie jak u nas w Śmigus-dyngus. Trzeba mieć oczy na około głowy żeby nie oberwać. Chodniki są usłane kolorowymi „skórkami” balonów jakby płatkami, dopiero co po procesji. Dyngus, też przynależy do Diabolady, ale czemu nie zacząć już teraz?
Zwiedzając interesujące miejsca trafiłem na jarmark, zajmujący ¼ ulic miasta. Chyba to z okazji Diabolady, bo wątpię czy cały rok ¼ miasta jest nieprzejezdna. Mają tam wszystko, nawet pralki. A jakie tanie i dobre żarcie!...
Podobnie jak w Indiach, na ulicach leżą wypluwki, tyle że nie czerwonego betelu, lecz zielonej koki.
8 II, 8:20
Byłem w katedrze na Mszy św. na 7 rano. Moderna jak na Mszach anglojęzycznych. W asyście księdza jeden chłop i same baby. Dobrze, że chciało mu się chociaż ewangelię przeczytać i kazanie powiedzieć. A tak: szafarki, lektorki, gitary. Dobrze, że puryfikację zrobił akolita, bo już baba chowała do tabernakulum Najśw. Sakrament. Smutniejsze to o tyle, że biskupem Oruro jest Polak, Krzysztof Bialasik, jak wynikało z jakiegoś starego dekretu, ciągle wiszącego na drzwiach katedry.
… Śniadanie zjadłem w paszarence na najbliższym markecie. W boksie 2,5x2 metry mieści się stolik i dwie ławki, jeszcze lada od wejścia i magazyn produktów. Kuchenka ustawiona pod ladą i tam też zwinięta Indianka smażyła dla mnie jajca. Nie wpadli na pomysł wspólnej części jadalnej, tak jak zmyślni wynalazcy paszarni – strait born Chineses. Cóż, niech się męczą pod ladą. A swoją drogą brakuje to praktycznych Chińczyków – Wiele rzeczy szło by łatwiej. Ale, ale! Widziałem restaurację wegetariańską z niebieskim bobaskiem – Kriszną, wymalowanym na szyldzie. Wiem, że to jeszcze nie Chińczycy, ale już niedaleko.
[DYGRESJA] Czyż w dobie GLOBALNEGO OCIEPLENIA wegetarianizm może być jeszcze tolerowany? Zdecydowanie nie! Powinien być zabroniony i nawet karalny. Toż to te roślinki jedyne ratują nas usuwając „trujący” dwutlenek węgla z powietrza. A ci wredni wegetarianie chcą je zjadać?!
Ja np. nie biorę nic zielonego do ust, a staram się jak mogę zżerać te paskudne wegetariańskie zwierzęta niszczące nasze życiodajne rośliny. 
Przewodnik podaje, że złote lata górniczego Oruro należą już do przeszłości. Chyba nie do końca, sądząc po wypasionych budynkach, jakie tu stawiają. Ale teraz Oruro słynie z wpisu na liście „światowego dziedzictwa” (a może dziewictwa?) UNSCO, jak nieściśle podają dla „karnawału”. Karnawał przecież trwa w najlepsze, a „La Diabolada” dopiero za dwa tygodnie”. Bo też jest to zakończenie karnawału. Nie mniej całe Oruro już się przygotowuje. Ustawiają dekoracje, a na ulicach, nawet teraz, ćwiczą różne grupy tancerzy. Po ulicach latają bandy wyrostków polewając się nawzajem (a szczególnie dziewczyny) wodą z plastikowych pistoletów i rzucając „bombami” wodnymi, zupełnie jak u nas w Śmigus-dyngus. Trzeba mieć oczy na około głowy żeby nie oberwać. Chodniki są usłane kolorowymi „skórkami” balonów jakby płatkami, dopiero co po procesji. Dyngus, też przynależy do Diabolady, ale czemu nie zacząć już teraz?
Zwiedzając interesujące miejsca trafiłem na jarmark, zajmujący ¼ ulic miasta. Chyba to z okazji Diabolady, bo wątpię czy cały rok ¼ miasta jest nieprzejezdna. Mają tam wszystko, nawet pralki. A jakie tanie i dobre żarcie!...
Podobnie jak w Indiach, na ulicach leżą wypluwki, tyle że nie czerwonego betelu, lecz zielonej koki.
8 II, 8:20
Byłem w katedrze na Mszy św. na 7 rano. Moderna jak na Mszach anglojęzycznych. W asyście księdza jeden chłop i same baby. Dobrze, że chciało mu się chociaż ewangelię przeczytać i kazanie powiedzieć. A tak: szafarki, lektorki, gitary. Dobrze, że puryfikację zrobił akolita, bo już baba chowała do tabernakulum Najśw. Sakrament. Smutniejsze to o tyle, że biskupem Oruro jest Polak, Krzysztof Bialasik, jak wynikało z jakiegoś starego dekretu, ciągle wiszącego na drzwiach katedry.
… Śniadanie zjadłem w paszarence na najbliższym markecie. W boksie 2,5x2 metry mieści się stolik i dwie ławki, jeszcze lada od wejścia i magazyn produktów. Kuchenka ustawiona pod ladą i tam też zwinięta Indianka smażyła dla mnie jajca. Nie wpadli na pomysł wspólnej części jadalnej, tak jak zmyślni wynalazcy paszarni – strait born Chineses. Cóż, niech się męczą pod ladą. A swoją drogą brakuje to praktycznych Chińczyków – Wiele rzeczy szło by łatwiej. Ale, ale! Widziałem restaurację wegetariańską z niebieskim bobaskiem – Kriszną, wymalowanym na szyldzie. Wiem, że to jeszcze nie Chińczycy, ale już niedaleko.
[DYGRESJA] Czyż w dobie GLOBALNEGO OCIEPLENIA wegetarianizm może być jeszcze tolerowany? Zdecydowanie nie! Powinien być zabroniony i nawet karalny. Toż to te roślinki jedyne ratują nas usuwając „trujący” dwutlenek węgla z powietrza. A ci wredni wegetarianie chcą je zjadać?!
Ja np. nie biorę nic zielonego do ust, a staram się jak mogę zżerać te paskudne wegetariańskie zwierzęta niszczące nasze życiodajne rośliny.
Zdjęcia (4)
Multimedia (1)
Komentarze (0)
Zasoby: 
34.229 
22.041 
1.100.428 
3.423 
