Buenos Aires, 21 II, 20:22
Dzisiaj pocałowałem klamkę „Domu Polskiego” na „Palermo”. Po prawdzie wszedłem do środka, ale trwa tam remont kapitalny. W prowizorycznych biurach z tyłu nie było nikogo. Zapomniałem, że dziś sobota. Nie mniej restauracja polska też była zamknięta. Nie, to nie! I tak w Argentynie bym się nie osiedlił.
Na „Plaza Italia” Jest zoo i ogród botaniczny. Widząc tasiemcowe kolejki do kas w zoo, wybrałem botanik (za darmo i pustawy). Nie jest imponująco wielki, czy bogaty w gatunki, ale ustaliłem, że pięknie kwitnące na różowo (także kremowo) drzewo o wydętym kolczastym pniu, którym jest obsadzony bulwar „9 lipca”, to rodzimy baobab. Obszedłem, też wszystkie eukaliptusy, lecz żaden nie był miejscowy. Czyli te w Andach są z importu. W ogrodzie mieli „plagę” kotów i usłyszałem pierwsze cykady w AP (dziwne, ale nie pamiętam ich z Peru, a powinny być).
Aha... Dowiedziałem się iż piękne helikonie są z rodziny bananowatych!
Potem przeszedłem się po „Recoleta” (obie to podobno „lepsze” dzielnice). Stąd już całkiem pieszo (przedtem używałem metro) dotarłem na terminal „Retiro”. Oj byłem nieźle „schodzony”.
Nie zauważyłem jakiś różnic między dzielnicami Buenos Aires. Wszędzie ten sam mix „secesyjnych” kamieniczek z budynkami współczesnymi. A im nowsze, tym wyższe. Czasem te zestawienia wyglądają groteskowo.
Po południ zachmurzyło się i zerwał się chłodny wiatr. Tak ledwo na krótki rękaw i szorty.
Dalej metrem (a propos – jeździ lewą stroną !!!?) na plac katedralny.
Katedra taka sobie neoklasycystyczna (masońska), wyraźnie w zamyśle mająca „służyć państwu”, bo zawiera mauzoleum gen. San Martina, „wyzwoliciela” spod „niewoli” hiszpańskiej (o tyle dziwne, że Hiszpania przecież nigdy ich nie podbijała, a i sami byli Hiszpanami). Nie mniej świeccy święci widocznie też są potrzebni. Ten plac robi za starówkę. Jest tam też oficjalny pałac prezydencki.
Potem piechotą do starych doków. Nie minęło 10 lat jak przerobiono je „turystycznie”, unieruchomiono mosty zwodzone, a stare dźwigi „robią” za pomniki. Podobnież stare magazyny itp. Przerobiono zgodnie ze „światowymi trendami” na obiekty „użyteczności publicznej”.
Kiedyś ludzie „uciekali” od morza. To było miejsce pracy. Teraz na miejscu tej portowej dzielnicy wyrasta mieszkalna, na pewno niesamowicie luksusowe. Żebyście widzieli jakie wieżowce tam wyrastają. Wszystkie z widokiem na morze, a ściślej deltę La Platy. Do rzeki nie dotarłem. Od brzegu oddzielają jeszcze kilometry dawnych mokradeł, a po współczesnemu „Reserva ecologica”.
No i piechotą (w sobotę wieczorem już mało co jeździ) na San Telmo, do hotelu.
Oj nie jest to spokojna dzielnica te San Telmo. Że sobie turyści je upodobali...
Buenos Aires w sobotni wieczór jest praktycznie wymarłe. Dziwi mnie to, bo na przykład miasta „pobrytyjskie” wtedy naprawdę się budzą. A myślałem, że tu zabawa zacznie się na całego. Może nie w tych dzielnicach?
Zaczęło padać i jest zwyczajnie zimno. Czy to nie skandal? Pod koniec „tutejszego sierpnia”? Gdzie mam zanieść reklamacje?!
...
Późnym wieczorem, sklepy i restauracje wykładają śmieci wprost na chodnikach, nawet nie we workach, czy kubłach. Nie ma nic w tym dziwnego. Zaczyna się wtedy pora „żniwa” dla biedaków przetrząsających śmietniki. Nie muszą się trudzić rozpruwaniem worków i przetrząsaniem kubłów. To oni robią największy bałagan na ulicach. Ale jeśli się nie ma pieniędzy, to można spokojnie na tym wikcie przytyć. Markety wykładają obite owoce, pęknięte jaja, niesprzedana pieczywo, w ogóle wszystko co nie da się już sprzedać, także artykuły „przemysłowe” (i nie płacą od tego VATu?). Wszystko jest „do zabrania” i to całkiem obficie. Toteż buszują w tym całymi rodzinami hordy „zbieraczy” z dużymi wózkami. Żeby jeszcze pozostałości pozgarniali na kupkę...
...
Niemiec z mojego pokoju namawia mnie żeby pójść na „Tango Show”. Czemu nie, ale nie mam się w co ubrać ;-). Dosłownie: Dżinsy brudne jak matka ziemia, Jedyna koszula z długim rękawem suszy się po praniu (zresztą szara kratka), a z butów mam tylko sandały i „do chodzenia”.
Niemiec znowu poszedł spać pewnie już mu się nie chce „iść w tango”. A ja nadrobię zaległości komputerowe. Entomologiczne też mam, ale to rano, żeby nie szokować mieszkańców.
...
Zaprawdę po winie zawsze suszy... A czasami pędzi...
PS. Piwa też mają po 3zł/litr...
Ale najzabawniejsze, że przeorat „wiadomego Bractwa” mam 8 kwartałów stąd!
22 II, 15:15
Niepotrzebnie zostałem jeną noc więcej.
Po prawdzie, to dla Mszy po łacinie. Poszedłem na 11 na „Missa cantada”, a była „rezada”. Zresztą na 9:30 i tak bym się nie wybrał, bo od nocy lało jak z cebra aż do 10. Potem przyszedł chłodny wiatr urywający głowę, a teraz mży. Czyli poznańska pogoda. Do luftu cały dzień. A autobus o 23:00. Co tu robić cały dzień? Jest zimno na długie spodnie i długi rękaw.
W Mieście nie widać, żadnych przygotowań do zakończenia karnawału. Pewnie wszyscy „wywiali” na wakacje do Brazylii, albo na La Paloma. W środę będą już wracać, co znaczy, że mogę ruszać na północ. A jeszcze „po drodze” zahaczę o Urugwaj i Paragwaj. Fajnie im się składa, że wakacje przypadają w karnawale. W Poznaniu półmetek ferii zimowych. „Złapałem” dziewczyny na wideokonferencję pomiędzy dwoma wyjazdami :-). Podobno leży sporo śniegu (brr...).
Ver.2.1