Salto, 23 II, 17:45
„Karnawałem” nazywają tutaj poniedziałek i wtorek przed Popielcem. Jest to święto w Urugwaju, nie mniej z połowa sklepów była otwarta. Miałem tu zostać na noc. Niestety „na święta” hotele są przepełnione. Poczynając, oczywiście od najtańszych. Hosteli dla plecakowców nie ma w takich dziurach. Trzeba wrócić na turystyczne szlaki. Za 100zł spać nie będę. Wolałem je wydać na bilet „jak najdalej”, czyli do Corrientes w Argentynie. Bez przewodnika i map trudno mi zdecydować, czy jechać potem do Iguasu, czy do Paragwaju.
Będą to już dwie noce w autobusach pod rząd i dwa miasta zwiedzone jednego dnia. Nie jest to bynajmniej żaden mój rekord. Choćby w zeszłym roku (www.transazja...pl(?): $wierszcz). Nie mniej śmierdzę już nieźle. W nocy jest ziąb a w dzień upał, a ja nie mam gdzie zmienić spodni na krótkie.
Coś o mieście: Wieksze i ładniejsze od Paysandú, a że pływa tu prom z Concordii w Argentynie, to i handel obfitszy i hotele pełne. Ludzie mili i uczynni. Jeden starszy pan pojechał ze mną żeby mi pokazać tańszy hotel (i tak był za drogi) i jeszcze „postawił” mi autobus. A może miał w tym jakiś interes (prowizję)?
Globus, pytałeś się o ludzi. Ludzie, jak to ludzie, wszędzie podobni. Murzynów tu na razie nie ma (poza paroma w Buenos Aires), więc egzotyki niewiele. No, do Paysandú jechałem z dwoma Żydami. Nie pamiętam, czy pisałem o Indianach w Peru i Boliwii. W Peru jest ich „trochę” ale większość to Metysi. W Boliwii Indian jest ponad 90%, to takie małe ciemnawe karakany, trochę podobni do Indusów z Himalajów. Też są mili, choć gęby mają czasami takie, że mogły by się dzieciom śnić w koszmarach. To jednak w przypadku rasy żółtej nie koniecznie świadczy o łotrostwie. Ze Santiago do Mendozy jechałem z Japończykiem, o wyglądzie nożownika – mordercy z yakuzy, a też był miły (co nie wyklucza yakuzy).
Od Chile ludzie zrobili się wyżsi, bielsi i przystojniejsi. O ile Chilcy byli mocno „opaleni”, to w Argentynie i Urugwaju dużo jest niebieskookich blondynów. A jakimi językami (hiszpańskimi) mówią! Same „ż”, „ś” i „sz”, takie szeleszczące jak polskie. Czasem jest to wyraźna wymowa portugalska, a czasem zastępowanie „g” przez „ż” tam gdzie Hiszpanie wymawiają je „h”, albo „sz” w miejsce „y” i „ll”. A w Buenos mówią z komicznym włoskim akcentem. Podobno Włosi, to była największa imigracja do Buenos.
I tutaj, tak samo jak w Argentynie, latają z termosami i przyrządami do parzenia mate. Zalewają mate w śmiesznych dzbanuszkach wrzątkiem z termosów i piją przez metalowe rurki zakończone sitkiem, coby fusów nie cedzić na zębach. W sklepach są też, „podróżne” plastikowe termosy od razu z rurkami. Co ciekawe nie mogę dostać mate w knajpach. Każdy parzy sobie sam swoją własną!
...
I już przekroczyłem godzinę na komputerze, a piszę to off-line na USB Flash. Jeszcze to załadować...
Ver.1.0